Forum STARGARD SZCZECIŃSKI Strona Główna STARGARD SZCZECIŃSKI
Forum wszystkich Stargardzian (i nie tylko).
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wzje Sł B.Rozalii Celakówny czy mieliśmy Intronizacje?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STARGARD SZCZECIŃSKI Strona Główna -> Religia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jozek
nowy



Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 21:44, 31 Sie 2010    Temat postu: Wzje Sł B.Rozalii Celakówny czy mieliśmy Intronizacje?

Jakiś czas temu czytałem o pewnej kobiecie która została wyniesiona na ołtarze i pewnie niebawem zostanie świętą.
Wrażenie zrobiły na mnie zwłaszcza jej wizje które wkleje,
Obserwuje zmiany klimatyczne na świecie i szczerze przyznam ,że się martwie o nas ,po przeczytaniu jej zapisków.Swiat jest coraz gorszy.
Zastanawia mnie czy w naszym Stargardzie miała miejsce kiedyś taka uroczystość jak Intronizacja Chrystusa na Króla Polski ?
Widziałem kiedyś w telewizji ,że niektóre miasta taką uroczystość wraz z przedstawicielami różnych grup społecznych zainicjowały.
Jeśli nigdy to nie nastąpiło w Stargardzie to dlaczego ?



Czas, który zadecydował o losie Polski:
– wrzesień 1937 r.
«Widziałam następujące rzeczy. Znalazłam się duchem na Stradomiu w Krakowie, od ul. św. Agnieszki. Zobaczyłam w mieście straszne zamieszanie wśród ludzi, którzy uciekali w panicznym popłochu w nieznanych kierunkach. Byli między nimi ludzie wszystkich klas, którzy szli z walizkami, teczkami i tobołkami, uciekając od swych prac i zajęć. Z ogromnym zdziwieniem, ale i zarazem trwogą patrzyłam na te gromady ludzi uciekających.
Obok mnie stał poważny pan. Zwrócony był w stronę uciekających ludzi. Twarz jego była smutna, ale pełna najwyższej powagi, mająca w sobie coś nadziemskiego. Po chwili podniósł swoje oczy ku niebu, wtedy wyglądał pełen majestatu, powagi i pokoju. Ale mimo wszystko boleść malowała się na jego obliczu.
Z wielkim uszanowaniem i czcią patrzyłam na tę dziwną, nieznaną postać, która miała w sobie coś boskiego i pociągającego serce człowieka. Miałam głębokie przekonanie, że to nie człowiek z tej ziemi. Wtedy i ja patrzyłam na niebo, które zaczęły zakrywać straszne, czarne, ciężkie chmury. Od strony zachodniej przeciągały się na całe niebo. Wówczas i mnie zrobiło się straszno; jakaś dziwna trwoga mnie ogarnęła. Ten nieznany człowiek zbliżył się do mnie i mówi:
– Patrz, dziecko, uważnie na to, co się dziać będzie. Co teraz widzisz, stanie się niedługo rzeczywistością. Nastaną straszne czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która dotknie Naród polski za to, że ten naród odwrócił się od Pana Boga przez grzeszne życie. Naród polski popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najstraszniejsze z nich są: grzechy nieczyste, morderstwa i wiele innych grzechów.
Ja sądziłam, że to jest św. Józef, więc mówię do niego:
- Święty Józefie, proszę Cię, powiedz mi, co to wszystko oznacza, bo ja sama tych rzeczy nie rozumiem.
Nieznana osobistość z dobrocią popatrzyła na mnie, lecz to nie był św. Józef. Kto to był, tego nie wiem. Pytam, kiedy to się stanie? On mi mówi, że to niedługo się stanie, lecz nie śmiałam go pytać o rok, miesiąc i dzień tej katastrofy.
Naraz coś dziwnego się stało: znikły domy od plant Dietla po Rynek. Natomiast zobaczyłam olbrzymi plac, na którym gromadzili się ludzie wszystkich stanów. Najwięcej widziałam ludzi wiejskich z koszykami, inteligencji, robotników, Żydów itp., którzy znosili kamienie na budowę. Więc pytam dalej tego nieznanego człowieka:
– Powiedz mi, św. Józefie, co oni będą budować? Na co te kamienie, cegły, piasek, drzewo i inne przedmioty tak znoszą?
Wtedy oblicze tego nieznajomego nabrało dziwnego blasku i majestatu i mówi mi:
– Patrz, dziecko, a wnet się dowiesz, co tu powstanie. Stąd będzie Chrystus królował.
Za chwilę zobaczyłam na tym placu pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa tak olbrzymich rozmiarów, że nic, żaden dom nie da się do tego przyrównać ani żaden kościół. Pan Jezus był tak wysoko postawiony na tym pomniku, że nie tylko cała Polska, ale cały świat mógł Go widzieć. Jak ten pomnik wyglądał, jak ludzie wszyscy całego świata widzieli Pana Jezusa, tego ja pojąć ani opisać nie potrafię, bo rzeczy Bożych, rzeczy duchowych nie można wypowiedzieć ludzkim językiem. Oczy wszystkich były zwrócone do Pana Jezusa, który stał w prześlicznej jasności nad całym światem.
Przy tym pomniku składali ludzie ofiary ze wszystkich stanów, również w postaci ślicznych kwiatów o kolorze białym i czerwonym. Jaka to była dekoracja, to można ją tylko przyrównać do nieba, nie do ziemi. Ten nieznajomy daje mi do zrozumienia, że u stóp Chrystusowych trzeba było złożyć taką ofiarę: modlitwy i różne ofiary z serc czystych płynące i męczeństwa, by zmyć zbrodnie całego świata, nie tylko samej Polski, ale na pierwszym miejscu Polski.
Naraz niebo prześlicznie wypogodziło się, znikły z jego horyzontów wszystkie czarne chmury. Na niebie ukazało się słońce, księżyc i gwiazdy i to nie była zwyczajna światłość dzienna, lecz taka, której nie potrafię opisać. Ten nieznajomy mówił do mnie:
– Patrz, dziecko! Królestwo Chrystusowe przychodzi do Polski przez Intronizację.
Po chwili w otoczeniu duchowieństwa i wiernych przyszedł do tego pomnika Jego Eminencja Prymas Polski... Za kilka chwil Jego Eminencja odmawiał uroczyście akt ofiarowania całej Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, zaczynający się od słów: 'O Jezu, Najsłodszy Odkupicielu nasz, Twojemu Boskiemu Sercu polecam Ojczyznę naszą, Polskę', lecz dalej już nie pamiętam. Kończył słowami: 'Chwała bądź Bożemu Sercu' itd. Na koniec zaintonował pieśń: Przez śmierć bolesną, Królu wiecznej chwały. Gdy śpiewano: 'więc Królem królów zowie Cię świat cały, króluj nam, Chryste', wtedy ten olbrzymi tłum ludzi krzyczał z całych sił: 'Króluj nam, Chryste! Króluj nam, Chryste!' I tak bez przerwy krzyczeli, a wtedy Pan Jezus Swym Boskim wzrokiem i rękami jakby objął całą Polskę. Ręce wszystkich ludzi były wzniesione do Pana Jezusa, nawet Żydów i innowierców.
Jeszcze raz usłyszałam głos: To niedługo się stanie, co teraz oglądasz, ale trzeba dużo wpierw wycierpieć! Tego dziwnego człowieka (potem) już nie widziałam, gdzieś tajemniczo usunął się ode mnie i widzenie znikło, wprowadzając w moją duszę głęboki pokój i pewność, że naprawdę Pan Jezus będzie królował w Polsce przez Intronizację.»

– marzec 1938 r.
Rozalia usłyszała głos wewnętrzny: «Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat... Straszne są grzechy Narodu polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu.»

– kwiecień 1938 r.
Najświętsza Maryja Panna powiedziała jej: «Ratunek dla Polski jest tylko w Sercu Jezusa, Mojego Syna». Jezus dodał: «Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji.»

– 4 lipca 1938 r.
Przebywając w Jachówce miała widzenie, które zapisała następująco: «Znalazłam się na wysokiej górze, na której zobaczyłam kulę zupełnie podobną do globu, lecz bardzo dużą. Z wielkim zainteresowaniem oglądałam ją. Pod względem geograficznym był to glob. Rozpoznałam części świata i poszczególne państwa. Wtem staje przede mną postać męża, pełna powagi i majestatu. Kto to był, nie wiem. Owa postać zbliżyła się do mnie, nawiązując rozmowę. Mówi do mnie: To jest kula ziemska, polecając mi wymienić i określić granice części świata, a w nich – poszczególne państwa. Gdy odpowiedziałam na pytania, wówczas ta osoba mówi do mnie głosem pełnym powagi i namaszczenia:
– Moje dziecko! Za grzechy i zbrodnie (wymieniając zabójstwa i rozpustę), popełniane przez ludzkość na całym świecie, ześle Pan Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusa we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek... Pamiętaj, dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie była przeoczona i nie poszła w zapomnienie... Intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona.
Rozalia przypomniała sobie, że ofiarowała się Panu Jezusowi z miłości ku Niemu na całkowite wyniszczenie za Polskę na pierwszym miejscu, a potem za Niemcy, Rosję, Hiszpanię i za cały świat. W tej chwili postać wzięła ją za rękę i zaprowadziła na drugą stronę globu, wskazała na Amerykę i Australię i rzekła z bólem:
– Czyż za te dusze Chrystus nie cierpiał? Czyż one nie są odkupione Jego Najświętszą Krwią? Trzeba je, dziecko, włączyć, szczególnie Amerykę... Trzeba wszystko uczynić, by Intronizacja była przeprowadzona. Jest to ostatni wysiłek Miłości Jezusowej na te ostatnie czasy!
Pytam z bojaźnią tę osobę:
– Czy Polska się ostoi?
Odpowiada mi: Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu: jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości. Inaczej, Moje dziecko, nie ostoi się. I jeszcze na ostatek mówi do mnie przekonywająco: Oświadczam ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat – mówił – jak zaraz zobaczysz.
W tej chwili powstał straszliwy huk. Owa kula pękła. Z jej wnętrza wybuchnął ogromny ogień; za nim polała się obrzydliwa lawa jak z wulkanu, niszcząc doszczętnie wszystkie państwa, które nie uznały Chrystusa. Widziałam zniszczone Niemcy i inne zachodnie państwa Europy. Z przerażeniem uciekłam wprost do tej osoby. Pytam:
– Czy to koniec świata? A ten ogień i lawa, czy to jest piekło? Otrzymuję odpowiedź:
– To nie jest koniec świata ani piekło, tylko straszna wojna, która ma dopełnić dzieła zniszczenia.
Granice Polski byty nie naruszone: Polska ocalała. Ta osoba nieznana mówi jeszcze do mnie:
– Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Sercu dojdą do szczytu potęgi i będzie już 'jedna owczarnia i jeden pasterz'.
Po tych słowach wszystko znikło. Po Komunii św. (na następny dzień) pytałam Pana Jezusa, co to ma znaczyć. Otrzymałam pouczenie:
– Tak się, dziecko, stanie, jeżeli ludzkość nie zwróci się do Boga. Nie trzeba zaniedbywać sprawy przyspieszenia chwili Intronizacji w Polsce.

– październik 1938 r.
«Cierpienie miłośnie przyjęte dla Mnie ma wartość nieocenioną. Ty, dziecko, wybieraj zawsze dla siebie upokorzenia, wzgardę, miejsce ostatnie, aby być coraz więcej do Mnie podobną... Cokolwiek cię spotka, ofiaruj to, dziecko, dla wielkiego dzieła Intronizacji w Polsce.»

– 4 na 5 grudnia 1938 r.
Rozalia zapisała: «Zdawało mi się, że jestem w domu rodzinnym. Wyszłam w pole, lecz, o zgrozo, zobaczyłam piekło otwarte, którego grozy nie potrafię opisać. Olbrzymia ilość szatanów wtrącała dusze do tej otchłani z iście szatańską radością. Jeden drugiemu robił jakby konkurencję, wprowadzając coraz więcej dusz. Męczarnie zadawali im podług grzechów. Najwięcej było potępionych za grzechy przeciw szóstemu i dziewiątemu przykazaniu, następnie za zbrodnie i nienawiść. Te trzy rodzaje grzechów w szczególny sposób były widoczne. Mąk tej kaźni nikt nie potrafi opisać. Sam widok może człowieka o śmierć przyprawić, gdyby nie był wspomagany łaską Bożą. Przeraźliwy krzyk potępieńców i szatanów nie przestanie brzmieć w moich uszach do końca życia. Tego nigdy nie zapomnę.»

– koniec lutego 1939 r.
Rozalia pisze: «Pan Jezus przedstawił mej duszy następujący obraz, w czasie gdy Mu gorąco polecałam naszą Ojczyznę i wszystkie narody świata. Zobaczyłam w sposób duchowy granicę polsko-niemiecką, począwszy od Śląska, aż do Pomorza, całą w ogniu. Widok to był naprawdę przerażający. Zdawało mi się, że ten ogień zniszczy całkowicie cały świat. Po pewnym czasie ten ogień ogarnął całe Niemcy, niszcząc je... Wtem usłyszałam w głębi duszy glos i równocześnie odczułam pewność niezwykłą, że tak się stanie, czego nie potrafię opisać:
– Moje dziecko! Będzie straszna wojna, która spowoduje takie zniszczenie. Niemcy upadną... Wielkie i straszne są grzechy i zbrodnie Polski. Sprawiedliwość Boża chce ukarać ten naród za grzechy, a zwłaszcza za grzechy nieczyste, morderstwa i nienawiść. Jest jednak ratunek dla Polski, jeżeli Mnie uzna za swego Króla i Pana w zupełności przez Intronizację... To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów, a całkowitym zwrotem do Boga.

– 1 kwietnia 1939 r.
«Gorąco polecałam, jak tylko umiałam, te sprawy Panu Jezusowi za przyczyną Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa, prosząc o światło, co należy czynić, by ta sprawa Jezusowa była jak najlepiej i jak najprędzej przeprowadzona. I znowu głos mówił w mej duszy:
– Powiedz, dziecko, ojcu, by napisał do Prymasa Polski przez O. Generała, by wszystko uczynił dla przyspieszenia Intronizacji. Jasna Góra jest stolicą Maryi. Przez Maryję przyszedł Syn Boży, by zbawić świat, i tu również przez Maryję przyjdzie zbawienie dla Polski przez Intronizację. Gdy się to stanie, wówczas Polska będzie przedmurzem chrześcijaństwa: silna i potężna, o którą się rozbiją wszelkie ataki nieprzyjacielskie.»

– rok 1938/39: nieskuteczne zabiegi
Od r. 1938 spowiednik Rozalii informował o niej swego kierownika sumienia, O. Generała Piusa Przeździeckiego. Pod wpływem tych relacji O. Generał rozmawiał o Intronizacji z Prymasem Hlondem i dwa razy do niego pisał. W 1938 osobiście doręczył mu obszerny memoriał. W odpowiedzi Prymas polecił, by Rozalię zbadał neurolog. Świadectwo lekarskie (nie stwierdzające choroby), po ogromnie upokarzającym dla Rozalii badaniu, zostało mu doręczone. O. Generał wysłał też alarmujące pismo 20 kwietnia 1939 r.
Rozalia czuła się pobudzona do modlitw, składania ofiar i znoszenia cierpień w intencji Intronizacji, bo – jak napisała – «to jest ogromnie ważny moment w dziejach świata... Podczas modlitwy czy też pracy Jezus poucza moją duszę najnędzniejszą; żeby Dzieło Intronizacji było rychło przeprowadzone, potrzeba ofiary. Chwalebne Zmartwychwstanie Jezusa nastąpiło po strasznych cierpieniach; tak też i przyjście Królestwa Chrystusowego do Polski w pierwszym rzędzie, a potem do innych narodów, musi być odkupione wyjątkowymi cierpieniami... ze strony tych dusz, którym sprawa Jezusowa jest bardzo droga...»

– 6 maja 1939 r.
Usłyszała słowa: «Każde dzieło Boże i każda sprawa muszą być okupione cierpieniem, a im więcej ma ona przysporzyć chwały Panu Bogu, na tym większe będzie napotykać trudności... Dziecko, trzeba żyć wiarą i trzeba ufać! Ufać, że mimo największych trudności to dzieło będzie przeprowadzone, a to dlatego, byście wiedzieli, że Ja Sam działam; wy jesteście tylko narzędziem w Mych rękach. Im więcej będziecie wyzuci ze siebie, im głębiej wejdziecie w przepaść unicestwienia się, tym swobodniej będę mógł działać w waszych duszach.»

– 28 maja 1939: Uroczystość Zesłania Ducha Św.
«Polecałam gorąco Panu Jezusowi – napisała Rozalia – sprawę Intronizacji. Następujący obraz przedstawił się mej duszy: Widziałam Pana Jezusa w postaci 'Ecce Homo', poranionego bardzo; na Jego głowie korona cierniowa głęboko wbijająca kolce w skroń; ubrany był w płaszcz szkarłatny; rana Jego Serca Boskiego głęboko otwarta.
– Popatrz, jaki ból zadają Mi grzechy; te rany są zadane przez grzechy zmysłowe; korona cierniowa za pychę, zarozumiałość, bunt przeciw Bogu, dalej wzgarda i inne grzechy. Nie ma dusz, które by Mnie kochały i pocieszały. Na obliczu Pana Jezusa malował się głęboki smutek.
Pan Jezus dał odczuć mej duszy, jak bardzo boli Go obojętność dusz szczególnie Jemu poświęconych, tj. kapłanów i dusz zakonnych.
– Dziecko, Maria Małgorzata dała poznać światu Moje Serce, wy zaś kształtujcie dusze na modłę Mojego Serca. Intronizacja to nie jest tylko formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy. W tej sprawie trzeba dużo cierpieć, trzeba całkowicie być ofiarą.»

– czerwiec 1939 r.
Wewnętrzna siła przynaglała Rozalię do nakłonienia spowiednika, by ponownie prosił Prymasa o przyspieszenie Intronizacji w Polsce. Rozalia opierała się temu głosowi, nie chcąc mówić spowiednikowi wciąż o tym samym...

– 29 sierpnia 1939 r.
Usłyszała w duszy słowa: «Sam akt ofiarowania Polski przez Intronizację Mojemu Sercu przyniesie zbawienne korzyści, bo przez to bardzo dużo dusz nawróci się szczerze do Pana Boga, poddając się Jego prawu. Powiedz, Moje dziecko, ojcu, by napisał w tej sprawie do Prymasa Polski. Teraz jest najodpowiedniejsza chwila. Trzeba korzystać z czasu i łaski.»

Wybuch wojny
W Polsce wybuchła więc wojna, przed którą Bóg pragnął nas ocalić przez Intronizację Jego Serca, a co za tym idzie nakłonić nasz naród do głębokiej przemiany życia.
1 września Rozalia zanotowała: «Dziś pierwszy piątek miesiąca. Dzień ten będzie ważny w dziejach naszego Narodu. O Jezu, przyspiesz dzień Intronizacji Twego Najświętszego Serca. Jezus będzie królował w Polsce przez Intronizację.» Usłyszała: «Ludzie Mnie nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich twardych serc kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję.» Rozalia powiedziała Jezusowi o duszach, które z powodu wojny znalazły się w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia. Otrzymała odpowiedź: «I to wszystko jest z miłości, bo jest wiele dusz takich, które przez akt doskonały żalu znajdą przebaczenie...»
W drugiej połowie września zastanawiała się, dlaczego wojna dokonuje tak straszliwego zniszczenia. Otrzymała odpowiedź: «To jeszcze za mało. Czy nie wiesz, jakie były i jeszcze są grzechy? Zło musi być doszczętnie zniszczone. Na takim podłożu nic dobrego nie może wyróść. Wszystkie grzechy i zbrodnie muszą być zmyte krwią.»
Po miesiącu ponownie zanotowała bolesny wyrzut Jezusa: «Popatrz, dziecko, jaką straszną zniewagę i ból zadają Mi grzechy nieczyste, morderstwa (dzieci) i straszna nienawiść, która nie wie, co to jest miłość bliźniego. (...) Już dłużej nie mogę tego znieść, muszę ukarać niewdzięczny naród, który się nie chce nawrócić.»
W listopadzie 1940 roku Rozalia gorąco prosiła o przyjście Królestwa Chrystusa. Usłyszała: «Ja chcę niepodzielnie panować w sercach ludzkich. Proś o przyspieszenie Mego panowania w duszach przez Intronizację.» Podczas adoracji w nocy z czwartku na pierwszy piątek grudnia 1940, stanęły jej przed oczyma zbrodnie ludzi. Zapytała Jezusa:
– Najsłodszy mój Mistrzu i Panie! Powiedz mi, co Cię najwięcej boli, kto Ci zadał cios najokropniejszy?
– Moje dziecko! Najbardziej boli Mnie obojętność, wzgarda i zdrada kapłanów. Módl się gorąco za nich.
W tej chwili Pan Jezus pokazał mi ogólny stan kapłanów: ich obojętność, oziębłość, brak zainteresowania i miłości, którą było przepełnione Najświętsze Serce Jego w stosunku do Ojca Niebieskiego i dusz ludzkich.
– Módl się, dziecko, i składaj ofiary z siebie, by kapłani byli świętymi, a których jest brak. Dlatego tyle jest zła, bo nie ma świętych kapłanów.»
Choć prośby Jezusa nie zostały wypełnione zgodnie z Jego wolą, to jednak nie zostały też całkowicie zaprzepaszczone. Po śmierci Rozalii, pod wpływem objawień, jakich za życia doświadczyła powstało w Polsce 'Dzieło Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu'. Praktyka ta szerzy się od 1945. Obecnie, w obliczu ogromnych zagrożeń, jakie nękają nasz naród we wszystkich dziedzinach życia, w sposób szczególny odpowiedziała na apel Jezusa młodzież zgromadzona, podczas pobytu Ojca Świętego w Polsce, na Lednickich Polach oraz Rodzina Radia „Maryja".


PISMA ROZALII CELAKÓWNY
Ocalałe od zniszczenia pisma Rozalii, pisane na wyraźne żądanie kolejnych spowiedników, obejmują 1122 strony. Ona sama tak bardzo lękała się, by ich ktoś przypadkiem nie przeczytał, że korzystając czasem z braku wyraźnego zakazu paliła je natychmiast po ich przeczytaniu przez spowiednika. Czytał je także w części o. Pius Przeździecki, generał Zakonu Paulinów. Nabrał tak wielkiego przekonania o świętości i misji Rozalii, że bez wahania jeszcze za jej życia pisał w sprawie Intronizacji do Kardynała Hlonda.
Także Książę Kard. Sapieha przeczytał część pism, mówiącą o osobistym i narodowym poświęceniu się Najśw. Sercu Jezusa. Z żalem powiedział do jej spowiednika: «Skoro tak się rzecz ma, czemuż Kardynał Prymas nie przeprowadził tej Intronizacji jeszcze w r. 1939? Jaka szkoda..!»
Do śmierci bardzo był przychylny idei osobistego poświęcenia się oraz Intronizacji Najświętszego Serca.
Niestety do dzisiejszego dnia nawet pisma Rozalii Celakówny, z wyjątkiem cytowanych oraz kilku innych fragmentów, nie ujrzały światła dziennego...

Osobiste poświęcenie
Uprzedzając nas o karze za grzechy, która miała spaść i faktycznie spadła na nas oraz na inne narody m. in. w czasie II wojny światowej, pełne miłosierdzia Serce Jezusa nie pozbawiło nas pouczeń, co robić dla uniknięcia dalszych nieszczęść. Pierwszym – było porzucenie grzechów. Drugim – wskazanym jako jedyny ratunek dla świata: przeprowadzenie Intronizacji we wszystkich państwach i narodach.
Aby każdy naród mógł przygotować się odpowiednio do tak wielkiego aktu, trzeba rozszerzyć najpierw osobiste poświęcenie się Najświętszemu Sercu Jezusa. Rozalia głęboko wierzyła, że jedno i drugie kiedyś w Polsce nastąpi, zgodnie z zaleceniami i obietnicami Jezusa.
Jak dotąd Biskupi polscy listem pasterskim z 1 stycznia 1948 pobłogosławili i zalecili praktykę osobistego poświęcenia się Sercu Jezusa. 22 października 1948 Stolica Święta pobłogosławiła tę inicjatywę. Wierni podjęli apel z zapałem. W uroczystość Chrystusa Króla w 1951 r. naród polski z Prymasem Wyszyńskim na czele, poświęcił się Najświętszemu Sercu Jezusa we wszystkich świątyniach kraju.
Mimo że Biskupi polscy znali wizje Rozalii, nie opierali się na nich w zarządzeniu i przeprowadzeniu tego Aktu, lecz na Encyklikach papieskich i objawieniach udzielonych św. Małgorzacie Marii. Poświęcenie narodu nie odpowiedziało jednak w pełni nie tylko na wskazania i prośby dane Służebnicy Bożej Rozalii, lecz także na wymogi Encykliki 'Quas primas' Piusa XI i żądania Chrystusa wobec św. Małgorzaty.
Akt uznania Chrystusa Królem we wszystkich dziedzinach naszego życia narodowego, społecznego, rodzinnego i osobistego stoi wciąż jeszcze przed nami jako zadanie powierzone nam do wykonania za pośrednictwem Sł. B. Rozalii Celakówny. Nieustannie powinny nam brzmieć w uszach słowa Chrystusa przez nią przekazane:
«Oświadczam ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają swym Królem i Panem.

ŻYCIE ROZALII CELAKÓWNY

Rodzina – szkołą wiary i modlitwy
Rozalia urodziła się w Jachówce, kilka kilometrów od Makowa Podhalańskiego, 19 września 1901, jako najstarsza w gromadce ośmiorga dzieci. Wiarę przekazali jej rodzice, posiadający nieskazitelną opinię ludzi pobożnych, uczynnych i wszystkim życzliwych, żyjących na co dzień wiarą. Jej wyrazem była rodzinna modlitwa i mądrość rad udzielanych dzieciom, a popieranych własnym przykładem.
«Pamiętaj, moje dziecko – pouczała matka Rozalię – że Bóg Dobry wszędzie jest obecny, na każdym miejscu... On cię widzi; widzi wszystko, co czynisz, jak się zachowujesz, czy jesteś grzeczna, czy też nie, czy jesteś posłuszna. Jeżeli jesteś grzeczna, posłuszna, wtedy się cieszy i jest z ciebie zadowolony. Jeżeli jesteś niegrzeczna i nieposłuszna, smuci się, bo takie postępowanie rani Jego Najświętsze Serce, które tak bardzo ciebie i wszystkich kocha...»
Wskazując tabernakulum mówiła: «Tam jest Pan Jezus, gdzie się świeci lampka wieczna. Tam masz patrzeć i zachowywać tak, jak przystoi zachowywać się w domu względnie w pałacu królewskim, ale jeszcze z większą czcią i uszanowaniem, bo Pan Jezus jest Bogiem, a król - tylko człowiekiem.»
«Sumienne zachowywanie przykazań Bożych – mówili rodzice – i wypełnienie obowiązków swojego stanu: to jest pobożność, nie zaś wysiadywanie w kościele z zaniedbaniem swoich obowiązków.» Matka kładła też wielki nacisk na miłość bliźniego: «Miłość Pana Jezusa, dzieci moje, objawia się przez prawdziwą miłość bliźniego.» «Nigdy niczego nie czyń dla przypodobania się ludziom, tylko jedynie dla przypodobania się Panu Jezusowi».
W takiej szkole rozwijała się czysta i święta dusza Rozalii, wznosząc się ku umiłowaniu tylko Boga samego poprzez miłość wszystkich ludzi.

Pierwsze łaski mistyczne prowadzą ku krzyżowi
Rozalia miała 6 lat. Niesłusznie oskarżona o pobicie jakiejś dziewczynki otrzymała karę. Boski Wychowawca wykorzystał tę sytuację, aby ją pouczyć o fundamentalnej zasadzie życia zjednoczonego z Bogiem: dał jej natchnienie, aby Jemu ofiarowała z miłości to niezasłużone cierpienie. Rozalia tak o tym napisała: «To było pierwsze wewnętrzne spotkanie się Pana Jezusa z moją tak bardzo nędzną duszą; ono mi pozostanie w duszy nigdy niezatarte...» Lekcja nie poszła na marne. Rózia przeżyła swe niedługie życie ofiarnie, pokornie i w ukryciu, nigdy niczego się dla siebie nie domagając, lecz wszystko ofiarowując Najświętszemu Sercu Jezusa dla wynagrodzenia zadawanych Mu zniewag.

Tęsknota za Eucharystią
«Twoja dusza po godnym przyjęciu Pana Jezusa – pouczała mama – będzie tak, jak ta złocista monstrancja, w której się wystawia Pana Jezusa na ołtarzu... Wtedy mów, dziecko, wszystko Panu Jezusowi, co tylko chcesz.»
– A jak mam mówić do Pana Jezusa? – zapytała.
– Ot, tak prosto, szczerze jak dziecko. Tak jak mówisz do mnie teraz. I pamiętaj o tym, że Panu Jezusowi najlepiej się podobają serca proste, szczere i serdecznie kochające. Pan Jezus lubi, jak się do Niego zwracamy jak dzieci. Ale jeszcze masz bardzo Panu Jezusowi dziękować za wszystkie łaski. Kto umie być wdzięcznym Panu Jezusowi za Jego dary, już tym daje dowód miłości gorącej ku Niemu.»
Zgodnie ze zwyczajem, mogła jednak przystąpić do Komunii św. dopiero po odbyciu trzeciej spowiedzi. Odczuwała z tego powodu wielki żal. Kiedy patrzyła na przystępujących do Stołu Pańskiego, płakała: «Ale Ty, Panie Jezu, Sam przyjdziesz do mojego serca, bo bez Ciebie żyć nie potrafię. Proszę Cię, Panie Jezu, przyjdź do mojego serca, bym się nie stała złą, bym Ciebie nigdy niczym nie zasmuciła.»
Wreszcie nadeszła upragniona chwila: 11 maja 1911. Była przejęta, nie przespała nocy. Unikała rozmów z dziećmi, bojąc się, że czymś obrazi Jezusa. Prosiła Najśw. Maryję:
– Moja Najsłodsza i Najukochańsza Mateczko! Daj mi Jezusa, proszę Cię o to najgoręcej, i powiedz Mu, by mi dał łaskę miłowania Siebie najserdeczniej i żeby mnie Twój i mój Jezus na zawsze zachował od grzechu, bym Mu pozostała wierną do końca mojego życia.
– Moje dziecko - usłyszała - Ja cię nigdy nie opuszczę.
– Jezu mój - modliła się - niczego innego nie pragnę, tylko miłości. Chcę Cię kochać tak bardzo, jak tylko stworzenie może ukochać swego Boga. Ty, mój Jezu, więcej nikt!
– Dziecko moje, proś Mnie teraz, o co chcesz - usłyszała.
– Jezu mój Najsłodszy – wyszeptała Rózia – o nic Cię tak gorąco nie proszę, jak o to, bym Cię nigdy ani cieniem grzechu dobrowolnego nie obraziła, bo grzech sprzeciwia się Twej miłości. I Jezu mój! Daj mi, proszę Cię, miłość: bym Cię tak bardzo kochała jak żadne dziecko; bym Ci była wierną do końca mojego życia. Ponieważ jesteś Bogiem, Panie Jezu, przeto wiesz wszystko; i gdybyś wiedział, że kiedyś w przyszłości mam Cię grzechami zasmucać, zaradź teraz temu. Niech umrę, niżelibym Cię miała obrazić! O to Cię, Panie Jezu, prosi za mnie nasza Najsłodsza Mateczka, Najświętsza Maryja Panna.
Zawsze ze wzruszeniem wspominała ten dzień: «Od pierwszej Komunii św. Pan Jezus wlał w me serce szczególniejszą miłość ku Najświętszemu Sakramentowi i Najświętszej Maryi Pannie.»

Wzorowa uczennica
W czerwcu 1914 Rozalia ukończyła 6-klasową szkołę. Uczyła się bardzo dobrze. Jednak I wojna światowa i sytuacja materialna rodziców nie pozwoliły jej kształcić się dalej, choć bardzo tego pragnęła. Dopiero w Krakowie, po podjęciu pracy w szpitalu, zaczęła uzupełniać wykształcenie, by lepiej służyć chorym. 8 października 1937 r. otrzymała dyplom zawodowej pielęgniarki. Odtąd przysługiwał jej biały czepek z czarną opaską, lecz z pokory i umiłowania ukrycia się nigdy go nie nosiła.

W drodze ku świętości
Jako dziecko Rozalia miała usposobienie porywcze i była niezbyt posłuszna. Dzięki wychowaniu pobożnych i roztropnych rodziców, wcześnie zaczęła pracę nad sobą.
Mama mówiła: «Pan Jezus wszystko widzi i zna wszystkie twoje myśli, pragnienia, i w ogóle wszystkie rzeczy najbardziej ukryte. Gdy będziesz grzeczna, spokojna i gdy się będziesz dobrze modlić, to Pan Jezus z zadowoleniem i radością będzie na ciebie spoglądał, ale gdybyś była niegrzeczna i źle się zachowywała, wówczas bardzo zasmucisz Pana Jezusa. Pan Jezus wszystko słyszy, co do Niego mówisz, i wysłucha cię, tylko masz w to uwierzyć.»
Sześcioletnia Rozalia uczyniła więc postanowienie, że będzie grzeczna, posłuszna, pilna w nauce, by nie sprawić przykrości ani Jezusowi, ani rodzicom. Po kłótniach przełamywała się z trudem i płacząc, przepraszała. Gdy niesłusznie ją o coś oskarżano, wszystko burzyło się w niej. Tłumiła gniew i wychodziła, by za chwilę powrócić uspokojona. Tak wyrabiała w sobie usposobienie łagodne i ciche.
Domowa biblioteka obfitowała w pożyteczne duchowe lektury. Nie brakowało książek z żywotami świętych z pięknymi przykładami życia oddanego Bogu. Mając 18 lat przeczytała żywot św. Franciszka Salezego. Czytając o tym, jak walczył ze swą naturą, usłyszała głos: «Jeżeli on mógł przy pomocy Mej łaski tak się wyrobić duchowo, czemu byś ty nie mogła? Pracuj, módl się, a łaski Mej nie braknie tobie.»
Zrobiła więc postanowienie, że dla Jezusa będzie się przełamywać z pomocą obiecanej przez Niego łaski, choćby miała umrzeć. Gdy spotykało ją upokorzenie, choć serce wrzało, milczała, a myśli kierowała ku krzyżowi.
Rozmyślając, jak zostać świętą, dochodziła do jednego wniosku: kochać. «Kochać Pana Jezusa do szaleństwa, do zupełnego zapomnienia siebie: spalić się jako ofiara na ołtarzu miłości.» W czasie samotnych rozważań usłyszała: «Świętość to miłość. Ta dusza dojdzie do najwyższej doskonałości, która najgoręcej Pana Boga ukocha.»

W szkole cierpienia
Przełomem w życiu duchowym Rozalii była poważna choroba. Zapadła na nią w wieku 15 lub 16 lat. Nikt nie potrafił jej rozpoznać. Przez miesiąc leżała w łóżku. Nie mogła się poruszać. Nie chciała być ciężarem dla rodziny. W nowennie do Boleści Najświętszej Maryi Panny prosiła o przywrócenie zdrowia, o ile to jest zgodne z wolą Bożą. W 9 dniu nowenny, ku powszechnemu zdumieniu, wstała zdrowa. Wiele lat później zdała sobie sprawę, że cierpienie to przygotowało ją na straszliwsze doświadczenia duchowe, na „noc ducha", którą przechodziła przez długie lata.

W szkole samotności
W życiu Rozalii Celakówny nie brak zaskakujących analogii do życia innej apostołki Bożego Serca: św. Małgorzaty. Widać je w Jezusowym kierownictwie, prowadzącym do tego, by w tej wybranej duszy znaleźć stworzenie wynagradzające za zniewagi; w drodze umiłowania krzyża do szaleństwa; w stopniowym odrywaniu od stworzeń, by całkowicie uzależnić ją od Siebie i wysłać na świat z wielką, zbawczą misją. Podobnie jak św. Małgorzata, Rozalia wspomina pewne doświadczenie z okresu dzieciństwa. Mając 7 lat bawiła się z dziećmi. Poczuła się obco. Oddaliła się. W duszy usłyszała słodki głos: «Moje dziecko! Oddaj Mi się cała! Bądź Moją! Świat ci nigdy szczęścia nie da. On nie zaspokoi twoich pragnień. Oddaj się Mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę.»
Niewidzialna siła ciągnęła ją odtąd do samotności, a głos wewnętrzny zachęcał: «Składaj Mi, dziecko, wszystko, co masz, w ofierze, a Ja cię uszczęśliwię bardzo. Świat nigdy ci szczęścia dać nie może ani zadowolenia.»
Towarzystwo ukochanych koleżanek szkolnych budziło gorycz, a w duszy odzywał się głos: «Dziecko! Stworzenia nie zaspokoją twego serca. Twoje serce może zaspokoić tylko Bóg. Ja ci tylko mogę wystarczyć za wszystko».
W samotności odnajdywała więc Jezusa i coraz jaśniej widziała marność rzeczy ziemskich. «Stworzenia ci nie wystarczą – powtarzał tajemniczy głos. – Ich miłość jest bardzo niedoskonała. Twoje serce napełnić miłością może tylko Bóg. Gdy Mi się oddasz bez zastrzeżeń, będziesz żyć w spokoju...» «Dziecko Moje! Kochaj Mnie, bo Moje Serce wpierw ciebie ukochało. Kochaj Mnie za cały świat! Ja rozszerzę twoje serce i napełnię miłością, byś Mi mogła płacić miłością za miłość».

Bolesne poszukiwania woli Bożej
Dorastająca Rozalia szukała miejsca, w którym mogłaby spełniać najdoskonalej wolę Bożą. Nie pragnęła wyjść za mąż. Równocześnie była coraz bardziej przekonana, że dom rodzinny nie jest miejscem przeznaczonym jej przez Boga. Dokąd iść? Nie wiedziała. Nie miała się kogo poradzić. Spowiednik, nie zrozumiawszy jej trudności, wyrzucił ją i zwymyślał. Zaś głos wewnętrzny zachęcał do zerwania wszystkich więzów. Nie chciała przeciwstawiać się Bogu. Przez 8 lat (1916-24) cierpliwie prosiła Jezusa o poznanie Jego woli. W tej intencji udała się w lipcu 1922 z pielgrzymką pieszą do Częstochowy. To prawda, że w domu było jej dobrze, a jednak czuła się tu jak w więzieniu i nie mogła codziennie przystępować do Stołu Pańskiego. Wreszcie – wbrew rodzinie surowo ją osądzającej – podjęła decyzję o opuszczeniu Jachówki. Zdawało się jej, że Jezus do niej woła: «Nic się nie lękaj! Walcz mężnie przy Moim Sercu, z którego będziesz czerpać siłę na całe życie. Otrzymasz łaskę, że ukochasz cierpienie podobnie, jak Ja je ukochałem.»
Rozalia nie zważała na wyrzuty bliskich. Jezus, dla którego opuszczała dom, zupełnie owładnął jej duszą. Było to 27 sierpnia 1924 roku.

Ciemna noc
Głębokie cierpienia duchowe Rozalii – noc ciemności – rozpoczęły się w Jachówce w 1919, a zakończyły w Krakowie w marcu 1925, najpierw najstraszniejszą wizją piekła, a potem – nieba. Tak o tym napisała we wspomnieniach:
«Cierpienia te same w sobie, były tysiąc razy gorsze od śmierci... Gdy dusza moja doznawała zewsząd udręczeń wówczas powoli z jej widnokręgu usunął się Bóg. Zostałam w takich ciemnościach, że żaden ludzki rozum nie może tego odtworzyć. Czułam nad sobą zagniewaną rękę Bożą... Zdawało mi się, że z każdą godziną staczam się w przepaść piekielną. Przed mą duszą stanęły potworne grzechy i zbrodnie, które zdawały się być przeze mnie popełnione... Słyszałam głos: Dla ciebie nie ma miłosierdzia – już wybiła godzina zatracenia... W takich chwilach traciłam przytomność i śmiertelny pot oblewał me ciało. Uszu mych dolatywał szept: Potępiona jesteś, nic ci już nie pomoże... Taki jeden dzień do przeżycia był okropnie ciężki...»
Te bolesne przeżycia trwały 6 lat. Rozalia borykała się z pokusami przeciw pokorze, czystości, ufności. Jednak nigdy nie dopuściła się grzechu ciężkiego, jak zaświadczyli jej spowiednicy. Walczyła modlitwą, ściskając różaniec w ręku.
Dręczyły ją skrupuły: zdawało się jej, że każdy odruch, każda pokusa jest grzechem. Miała wrażenie, że pochłonie ją piekło. Do ust cisnęły się bluźnierstwa, w duszy rodził się bunt, nienawiść. Całym wysiłkiem woli zwracała się do Boga, błagając o miłosierdzie. Szukała pomocy u kratek konfesjonałów. Na próżno. Spowiednicy nie rozumieli jej. Jedyne ocalenie widziała w śmierci. Pojawiała się pokusa samobójstwa. Nie były to tylko dni i tygodnie udręki, lecz lata.
W marcu 1925 udała się do kościoła OO. Dominikanów w Krakowie. Przed obrazem Matki Bożej Różańcowej otwarła serce: «Matko Najświętsza! Jestem przekonana, że Jezus nigdy na świecie nie miał i już nigdy nie będzie miał tak podłej i potwornej grzesznicy, jaką jestem ja. Widzę się odepchniętą i odrzuconą od Boga: w uszach mych ustawicznie brzmi wyrok potępienia i słusznie na ziemi wszyscy mnie potępili. Będę umierać nie pojednana z Bogiem, bo spowiednicy odpychają mnie od konfesjonału. Gdy już nie może być inaczej, przeto Cię proszę, Ucieczko grzeszników, o łaskę, bym Cię tu na ziemi kochała przez ten czas, który mi pozostaje jeszcze do życia. Potępieni nienawidzą Boga i Ciebie. Ja w to nie mogę wierzyć, żebym miała Jezusa i Ciebie nienawidzić. Jeżeli mi, Matko moja, wyjednasz łaskę, bym Cię tu kochała, wówczas w piekle nie będzie dusza ma odczuwać wyrzutów sumienia, że poza Bogiem i Tobą co innego kochała.»
Płakała. Nie mogła dalej mówić. Duszę jej zalał chwilowy pokój. Potem powróciła udręka serca. Ujrzała piekło i Boga zagniewanego, który wydawał na nią wyrok potępienia. Oblał ją pot, oczy zaszły krwią, zaczęła jakby konać. Otoczyła ją straszna ciemność i demony ze śmiechem i wyciem powtarzające: «Wybiła godzina zatracenia. Dziś wszystko dla ciebie się zakończy». Czuła, jak ogień pali jej ciało.
Zemdlała. Straszne przeżycie zakończyło się nagle jakby przebudzeniem. Sześcioletnie męczarnie minęły.

Kraków. Szpital św. Łazarza: «Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu...»
Po jej przyjeździe do Krakowa spowiednik czynił starania o jej przyjęcie do SS. Wizytek. Bezskutecznie. W kwietniu 1925 r. przyjęto Rozalię do pracy w Szpitalu św. Łazarza na chirurgii, a od 1 czerwca przeniesiono ją na oddział skórno-weneryczny. W pierwszym dniu usłyszała na modlitwie słowa: «Moje dziecko! W szpitalu jest miejsce dla ciebie, z Mojej woli ci przeznaczone.»
Potem jej zadanie stało się bardziej wyraźne: «Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat... Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji...»
Praca na oddziale chorób wenerycznych była ciężka. Nowe otoczenie przytłaczało ją i było jej nieznane. Raniło ją ordynarne zachowanie chorych. Dla jej duszy to było piekło. A jednak właśnie tu miała podjąć ofiarną pracę, by wynagrodzić Sercu Jezusa doznawane przez Niego zniewagi.
W piątek, 11 czerwca 1926, nad ranem, w uroczystość Najświętszego Serca, Rozalia miała wizję. Tak ją opisała:
«Zdawało mi się, że pracę mą rozpoczęłam jak zwykle, robiąc intencję, że wszystko będę czynić z miłości ku Panu Jezusowi. I tak spełniam moje obowiązki, nałożone mi przez posłuszeństwo, nawet takie nic nie znaczące w oczach ludzkich. Po chwili zobaczyłam, że Pan Jezus każdy czyn, nawet najpospolitszy, jakim jest zamiatanie, wykonywał ze mną. Ja nie śmiałam pójść do Pana Jezusa. Wówczas On się zbliżył do mnie i w te słowa przemówił:
'Moje dziecko, w tym miejscu jesteś z Mej woli. Ja tak kierowałem życiem twym, że tu cię przyprowadziłem. Ja dawałem ci tę nieprzepartą tęsknotę do Siebie. Ja wzbudzałem te pragnienia w twej duszy. Ja zaprawiałem ci goryczą to wszystko, co nie jest Mną i co by cię mogło ode Mnie oddalić. Ja wyprowadziłem cię z domu rodzinnego. Nie dałem ci zadowolenia wewnętrznego nigdzie. Tu będziesz mieć prawdziwe zadowolenie wewnętrzne i cieszyć się będziesz swobodą, bo jesteś na właściwym miejscu.
Wiesz o tym, że jestem zawsze z tobą i wspieram cię Moją łaską, i nadal przy tobie pozostanę; a chociaż Mnie nie widzisz jak teraz, masz Mnie widzieć oczyma duszy i w to wierzyć, bo gdybym nie był przy tobie, sama nigdy byś nie mogła się ostać w tych warunkach.' 'Słuchaj, Moje dziecko! Masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane; taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Unikaj czynów głośnych, którymi się ludzie zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego znaczenia w oczach Moich, bo są skażone miłością własną.
Ludzie zawsze patrzą na stronę zewnętrzną, a Ja patrzę na serce: na czystość intencji. Sądy ludzkie są zupełnie inne niż sądy Boże. Tak, dziecko! Ty masz ukochać życie ukryte! Tyle szczęścia się w nim mieści! Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w duszy będziesz z tego cieszyć.
Dlatego tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne zamiary, ale aby one się w tobie urzeczywistniły, musisz być wierną Mej łasce w każdej rzeczy. Musisz być zdeptana, wzgardzona i ukrzyżowana i musisz ukochać życie ukryte na wzór Mego życia nazaretańskiego i unikać czynów takich, które by cię mogły podnieść u ludzi, bo takie czyny – jeszcze ci powtarzam – nie mają żadnej wartości w oczach Moich. Gdybyś temu nie wierzyła, co Ja ci mówię, to chodź ze Mną, a pokażę ci, gdzie zapisuję uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, dla oka ludzkiego.'
Zaprowadził mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko, z którego wydobył olbrzymią księgę, i mówił dalej: 'Tu zapisuję uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, albo intencja ich jest skażona miłością własną i próżnością.' Pan Jezus odwracał karty tej księgi i mówił: Te puste karty oznaczają uczynki spełnione bez intencji, a te zaznaczone czarnymi literami oznaczają czyny wielkie, spełniane dla próżnej chwały. Ci ludzie dary Moje sobie przyswajają, również i chwałę, która się Mnie należy. Jakaż to krzywda Mnie uczyniona!'
Po chwili Pan Jezus z niezrównaną słodyczą mówi dalej do mnie: 'Moje dziecko! Ty będziesz bardzo cierpieć. Ja cię będę krzyżował boleśnie w sposób Mnie znany: ludzie tobą wzgardzą, mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony. Chcę cię na cierpienie przygotować, bo inaczej, jakbyś była nie przygotowana, to byś się pod cierpieniem załamała. Ja, Jezus jestem przy tobie i mówię ci to.
Nic się nie lękaj, bo Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś Moją na zawsze. Dlatego tak z tobą postępuję, bo jesteś niczym, samą nicością, by się na tobie okazała moc Moja, Moja miłość i miłosierdzie. Pamiętaj o tym, że jesteś samą nicością, masz być bardzo pokorna, nigdy sobie nie ufać. Dlatego wybieram cię do wypełnienia Mych zamiarów, które w życiu twym się urzeczywistnią, że się nie opierasz na swoich zasługach, że liczysz na Mnie całkowicie. Przypominam ci to jeszcze raz, że jesteś samą nicością, że masz kochać życie ukryte.'
Dalej mnie pyta Pan Jezus: 'A jakie życie Ja, Jezus prowadziłem w Nazarecie aż 30 lat?' Ja odpowiadam, że wiem tyle, co nam podaje Ewangelia św., że Pan Jezus wiódł życie ukryte i poddane Najświętszej Maryi Pannie i św. Józefowi. Pan Jezus odpowiada, że tak. 'Więc twoje życie też ma być wzorowane na Moim życiu ukrytym. Mówi Pan Jezus dalej: 'Ty masz wiele w tym miejscu do zrobienia.'
Po chwili zaprowadził mnie Pan Jezus nad ogromną przepaść, pełną zgnilizny i obrzydliwości, i dał mi zrozumienie, że to jest serce ludzkie, skalane grzechem nieczystym. Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu w intencji tych upadłych dusz, nad ich nawróceniem i kazał mi zapamiętać na całe życie, że moja praca i żywot w tym miejscu będą zakończone. Wówczas byłam zupełnie świadoma tego, że Pan Jezus jest przy mnie. ...Jak wstałam, to czułam tak obecność Bożą, jakby Pan Jezus był przy mnie. Czułam takie szczęście w duszy, że nie mam na to słów do określenia. Byłam na Mszy św. o godz. 6 na czas. W ten dzień przypadała uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Nie możemy do takich rzeczy przywiązywać wagi i dawać im wiary, a jednak słowa te, które wówczas słyszałam, były prawdziwe. Później Pan Jezus mi to widzenie potwierdził i wiele z tych rzeczy się spełniło.

Krótki pobyt w klasztorze i powrót do szpitala
Pragnienie uświęcenia i służenia Bogu budziło w niej jednak przekonanie, że prawdziwie dokonać tego może jedynie w klasztorze. Pomimo otrzymanej wizji i słów Jezusa, Rozalia zapukała 15 grudnia 1927 do klasztoru SS. Klarysek na Grodzkiej. Szybko miała się przekonać, że nie taka była wola Boża. Po krótkim pobycie w zakonie, wydalono ją ze względu na stan zdrowia. Trzy dni przed tą decyzją ujrzała we śnie wysoką górę, sięgającą nieba. Po stopniach wspinały się klaryski, a Rozalia za nimi. Usłyszała głos: «Wracaj z tej drogi, bo ona nie jest dla ciebie przeznaczona!» Sprzeciwiła się dwa razy. Wtedy głos zagrzmiał jak piorun. Poszła więc inną drogą – wskazaną jej przez Pana. Była na niej sama, a droga usiana była przeszkodami, jednak podtrzymywała ją niewidzialna siła. Doszła na szczyt. Usłyszała: «Będziesz w niebie, lecz musisz w całości tę drogę przebyć. Musisz powrócić na ziemię...»
Zobaczyła wtedy, że znajduje się w pobliżu oddziału chorób wenerycznych szpitala św. Łazarza. Tu otrzymała błogosławieństwo Jezusa.
Minęło trochę czasu, zanim Rozalia po opuszczeniu SS. Klarysek powróciła na dawne miejsce pracy. Dla wielu stała się nieudaną zakonnicą, nadeszły więc nowe upokorzenia. Nie chcąc wracać na oddział weneryczny podjęła pracę w klinice okulistycznej. Jednak brakowało jej wewnętrznego spokoju. Prosiła więc Jezusa o poznanie Jego woli. Odpowiedzią na jej błagania była wizja. Wydawało się jej, że się znajduje na oddziale chorób wenerycznych. Przed sobą ujrzała Jezusa jako Męża Boleści. Ubiczowany, z ranami broczącymi Krwią, która płynęła po sali. Chore podchodziły i biczowały Go. Rozalia przeraziła się. Zamierzała rzucić się na kobiety i pomścić Jezusa. Powstrzymało ją Jego przypomnienie, że nie pochwalił czynu Piotra, odcinającego ucho prześladowcy. Zbawiciel spojrzał i dał znak, by do Niego podeszła. Rozalia nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Jezus powrócił do normalnej postaci, podszedł i rzekł:
«Popatrz, Moje dziecko, jak strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste! Jaką straszną boleść zadają Mi te dusze! Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja tu chcę cię mieć! Będziesz bardzo cierpieć, ponieważ jest taka Moja Wola. Ty już wiesz o tym. Ja mam względem twej duszy pewne zamiary.»
Po chwili podszedł, przytulił jej głowę do Serca i mówił o tajemnicy cierpienia: «Wiesz, Moje dziecko, Ja dzisiaj ci odsłonię tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie: większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza Mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę, ale przez cierpienie miłośnie przyjęte... Tę nieocenioną łaskę daję tylko duszom szczególnie umiłowanym. Ciesz się, że ty, Moje dziecko, należysz do tych wybranych dusz. Ale masz być bardzo pokorną... Ty jesteś Moją i na zawsze Moją pozostaniesz. Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie lękaj się niczego, bo jestem zawsze z tobą, chociaż cię boleśnie doświadczam.»
Rozalia czuła się szczęśliwa. Oświadczyła, że wraca na oddział chorób wenerycznych. Sądzono, że zwariowała. Aby ją powstrzymać dano jej pomoc, ograniczono pracę, podwyższono pensję. Tymczasem poproszony o radę spowiednik oświadczył: «Gdybym cię nie znał, to bym powiedział, że jesteś wariatką, ale że cię znam, to ci rozkazuję iść, bo to jest wyraźna Wola Boża».
W decyzji utwierdziły ją słowa usłyszane w 1930 r.: «Prosisz Mnie tyle razy o poznanie Mej Woli względem twej duszy. Otóż ci oświadczam, Ja, Bóg twój, że masz na tej placówce pozostać; ani na jeden krok z tej drogi nie schodzić, bo innej drogi nie ma dla ciebie prócz tej, po której zdążasz. Zapamiętaj to sobie i popatrz, czy nie idziesz prosto drogą Mej Woli.» Rozalia popatrzyła za siebie. Zobaczyła dom, który opuściła na wołanie Boże, i prostą drogę, wiodącą z niego na oddział dermatologiczny. Cała ta droga była usłana kwiatami: fiołkami, liliami i różami.

«Na tej placówce masz pozostać...»
Wytrwała. Obowiązki – często odrażające – spełniała sumiennie. Do pracy przychodziła punktualnie, nawet przed czasem. Była delikatna i skromna, a przy tym stanowcza. Do chorych podchodziła z nastawieniem apostolskim, starając się dobrocią i życzliwą zachętą sprowadzić biednych ludzi ze złej drogi, wpłynąć na ich szczere nawrócenie. Zdobyła zaufanie chorych, a Pan Jezus jej pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie 20 lat jej służby, podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów. Podczas ciężkich dyżurów nocnych odczuwała obecność Boga. Pokój zalewał jej duszę. «Oddaj Mi się, dziecko – słyszała słodki głos – żebym czynił z tobą, co chcę; bądź ze Mną ofiarą za grzechy.» «Panie! Czyń ze mną, co tylko chcesz. Uczyń mnie powolnym narzędziem w Twych Boskich Rękach do spełniania zawsze i wszędzie Twojej Najświętszej Woli.»

Klucz do świętości: kochać i cierpieć
Jezus kierował jej życiem, prowadząc je na szczyty świętości przez miłość i umiłowanie cierpienia.
«Największym, dziecko, twym zadaniem i świętością twego życia jest umiłowanie twego Jezusa do nieskończoności, do najwyższych granic, do szaleństwa, które podejmuje się każdej, nawet najcięższej ofiary, by Mu dowieść swej miłości. Dlatego staniesz się najmniejszą, byś była podatnym narzędziem pod działaniem miłości. Dziecko, świętość to nic innego, tylko miłość. Tej miłości dowiedziesz Mi w twym życiu ukrytym, pełnym krzyżów i ofiar.»
W czasie wielkich udręk ducha i cierpień, usłyszała:
«Moje dziecko, tylko duszom uprzywilejowanym daję wielkie cierpienia. Z nimi bowiem dzielę się tą cząstką Moją. Dziecko, jest to wielka, bardzo wielka łaska i specjalne wyszczególnienie tych dusz przeze Mnie. Dziecko Moje, ty jesteś jedną z tych dusz. Ciesz się i raduj, że cię tak bardzo ukochałem. Tak, dziecko Moje, bardzo cię kocham, dlatego cię będę krzyżował i doświadczał cierpieniem w sposób szczególny i Mnie tylko znany. Z twojej strony masz Mi być zupełnie uległą jak ślepy swemu przewodnikowi. Masz Mi pozwolić uczynić z tobą i w tobie to wszystko, co Mi się spodoba czynić.»
22 września 1934, Rozalia napisała: «Pragnę coraz więcej, bez granic, do tego stopnia, by umrzeć, kochać Pana Jezusa. To pragnienie staje się czymś okropnym dla mnie. Czasem mi się zdaje, że chyba muszę umrzeć pod naciskiem tego pragnienia. Równocześnie z pragnieniem Miłości Bożej potęguje się pragnienie wzgardy, poniżenia i każdego rodzaju cierpienia.»
Jej życzenie wypełniało się aż do końca życia. Będąc dyplomowaną pielęgniarką z kwalifikacjami wykonywała powinności służącej: zamiatała i sprzątała korytarze, czyściła ubikacje. Była szczęśliwa, bo była na ostatnim miejscu.

«Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni... Błogosławieni miłosierni...»
Rozalii w ciągu całego życia nie brakowało heroicznej miłości, okazywanej szczególnie chorym, i okazji do ofiarowywania Bogu licznych duchowych i fizycznych cierpień. Była gościnna i hojna: dzieliła pensję z potrzebującymi, dawała jałmużnę, pożyczała pieniądze, często więc je traciła. Jadła niewiele. W pracy szpitalnej nie unikała obowiązków i mimo wstrętu dokładnie spełniała posługi przy chorych. Tak samo gorliwie dbała o ich dobro duchowe. Zachęcała słowem i modlitwą do szczerego pojednania się z Bogiem.
Życie zgodne z natchnieniami Ducha Świętego, pełne pokory, przyjmowanego cierpienia i wyrozumiałej miłości wobec bliźnich ma ogromną wartość. Może nas wznieść na szczyty zjednoczenia z Bogiem i oczyścić w stopniu pozwalającym na uniknięcie innego czyśćca. Rozalia przekonała się o tym.
Pewnego razu Rozalia ujrzała w duszy swój sąd: «Byłam w duchu przeniesiona gdzieś w wieczną krainę i zdawało mi się, że umieram. Po śmierci stanęłam na sąd Boży. Zobaczyłam Pana Jezusa ogromnie poważnego i pełnego majestatu, przychodzącego sądzić. Nic nie mogę przyrównać, bo nie ma takich porównań, jak Pan Jezus wyglądał. Pan Jezus przyszedł z krzyżem. Nie jest to sąd taki, na którym by nas pytano o tę lub inną rzecz, lecz my sami widzimy, cośmy uczynili.
Anioł Stróż przyniósł księgę mego życia, w której było wszystko zapisane. Wtedy Pan Jezus zwrócił na mnie swój wzrok bardzo łaskawy, nie jak Sędzia, ale jak Ojciec, i ja się przestałam bać. Wtedy zawołał głosem wielkim: «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.»
Nic nie mówiłam, tylko czekałam na wyrok. Wtedy Pan Jezus zwraca się do mnie i mówi: «Moje drogie dziecko! Za twoje miłosierdzie i wyrozumiałość dla bliźnich pójdziesz prosto ze Mną się połączyć. Umieszczę cię blisko Mego Serca, między Jego czcicielami w niebie.» Pan Jezus wskazuje mi na książkę, że nie mam ani jednego grzechu do odpokutowania za to, że wszystkie prześladowania i sądy ludzkie przyjmowałam ochotnie z miłości dla Niego, nie gniewając się na te osoby, przez które cierpiałam.
«Patrz, dziecko drogie, jaka jest różnica między sądem Boga a sądami ludzkimi. Sądy ludzkie są zupełnie odmienne od sądów Boga. Ludzie sądzą z pozorów, ze strony zewnętrznej, a Bóg patrzy na serce, na intencję, która ożywiała nasze czynności. Tylko Bóg jest sprawiedliwy, nie zaś ludzie. Patrz! Dziecko, jak Bóg sądzi, że tak jest, a nie inaczej, co ci teraz powiedziałem.»
Zobaczyłam niektóre osoby znajome (które nie żyją), a które uważam za dobre, a jednak Pan Jezus inaczej je osądził. Są takie, co jeszcze żyją, za które mam się modlić, by naprawdę nie zginęły, to jest moją głęboką tajemnicą.
«Nie bój się dziecko – mówi Pan Jezus – Ja cię nigdy nie opuszczę. Bądź nadal wyrozumiała dla bliźnich, za co Ja będę wyrozumiały dla ciebie. I wskazał mi Pan Jezus Najśw. Maryję Pannę, tę przecudną postać. Patrz, dziecko, Maryja będzie obecną przy twej śmierci. Kochaj Ją bardzo!»
Po tych słowach znikło widzenie, a ja czułam się bardzo wzmocniona na duszy.

«Jezus krzyżuje cię, abyś była do Niego podobna...»
W nocy z 23 na 24 października 1939 Rozalia miała wizję. Św. Teresa z Avila rzekła do niej: «Moje dziecko! Pan Jezus dlatego tak cię krzyżuje, byś się stała do Niego jak najwięcej podobna... To cierpienie, które obecnie przeżywasz, doprowadzi twą duszę do najściślejszego zjednoczenia z Panem Jezusem: jest to śmierć duchowa... Zawsze chętnie i z miłością składaj Panu Jezusowi wszystkie cierpienia i ofiary, w zupełnym wyniszczeniu i unicestwieniu. Myśl nadal tak o sobie, jakbyś już nie żyła na tej ziemi.
Dziecko! Nie przyswajaj sobie innego ducha. Twój duch jest duchem Karmelu, mimo że nie jesteś w zakonie. Pan Jezus zaprowadzi cię Swą drogą na szczyt doskonałości, tzn. drogą krzyża, którą On sam szedł.»
Święta wskazała Rozalii szczyt, na który miała się wspiąć mimo przeszkód i trudności. Znalazła się wtedy pod szczytem ogromnie wysokiej góry – najwyższej, jaka istnieje na ziemi. Szła na ślepo. Droga była stroma, uciążliwa i niebezpieczna. Wierzchołki góry oblewało przedziwne światło: tam było niebo, taka była jej niepowtarzalna droga.

«Każdy czyn, nawet najmniejszy, wypełnisz dla Jezusa»
Również św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą Rozalia szczególnie umiłowała, dopomogła jej w ukierunkowaniu duchowego życia. Podczas pracy na okulistyce doznawała zniechęcenia do życia wewnętrznego. Martwiła się, że tą obojętnością obraża Pana Jezusa. Wtedy stanęła przed nią Święta z Lisieux i dała jej następujące wskazania:
«Gdy rano się przebudzisz, zrobisz intencję, że każdy czyn - choćby najmniejszy - wypełnisz dla Jezusa. Co cię w ciągu dnia spotka, znów ofiarujesz dla Jezusa. Cieszyć się, radować i dźwigać krzyż będziesz też dla Jezusa. Gdy upadniesz, nie zniechęcaj się i nie trać pokoju wewnętrznego, ale z największą ufnością idź do Jezusa i jak dziecko proś o przebaczenie. Powiedz wszystko śmiało, prosto i szczerze, że jesteś maleńką, słabą i tak bardzo potrzebującą Jego pomocy i wsparcia.
Kochaj Pana Jezusa ze wszystkich sił i proś o miłość coraz większą. Raduj się z tego, że jesteś nicością niezmiernie małą, a że Bóg jest wszystkim. Staraj się sprawiać Jezusowi radość na każdym kroku. Czyń wszystkim dobrze, ale sama od nikogo nie oczekuj wdzięczności. Ty tego nie potrzebujesz, bo Jezus za wszystko ci wystarczy. Stworzenia kochaj dla Jezusa.
Również 9 października 1940, gdy Rozalia przeżywała bolesne chwile, ujrzała św. Tereskę, mówiącą: «Pan przysłał mnie do ciebie, by cię pocieszyć. Otrzymasz nagrodę i chwałę w niebie, przechodzącą wszelkie twe pojęcie, za cierpienia, za wzgardę, oszczerstwa i potwarze, publicznie na ciebie rzucane, które znosiłaś w zupełnym milczeniu, bez skargi, z miłości ku Panu Jezusowi... Chcę ci (...) zarazem oznajmić, że twoje ziemskie wygnanie wkrótce się skończy. A teraz spójrz w niebo, byś lepiej zrozumiała objawienie św. Jana.» Rozalia usłyszała piękny śpiew. Ujrzała rzeszę idących za Barankiem ze śpiewem pieśni na ustach, której inni śpiewać nie mogą.

Śmierć
Cieszyła się, że wkrótce umrze. 16 listopada 1940 napisała: «Pragnę gorąco, by Pan Jezus był uwielbiony moim życiem i moją śmiercią; by moja śmierć była najdoskonalszym i najczystszym aktem miłości ku Panu Jezusowi.»
Ubogi tryb życia, ciężka praca liczne cierpienia osłabiły i tak nie najlepsze zdrowie Rozalii. Wiele razy chorowała na płuca. Z początkiem września 1944 roku przeziębiła się i po kilku dniach okazało się, że jej stan jest bardzo ciężki. 11 września przewieziono ją do szpitala. Następnego dnia zaopatrzono Rozalię Sakramentami św. Tego dnia Rozalia zaczęła konać. Zmarła w czasie snu 13 września 1944 r.
Pochowano ją na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie (kw. XLVIII zach., mogiła 9). Na emaliowanej tablicy z wizerunkiem Serca Jezusa pisze: 'Rozalia Celakówna, pielęgniarka Szpitala św. Łazarza, Apostołka osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu'. Grób Rozalii odwiedzają wierni, coraz liczniej dziękujący za otrzymane za jej wstawiennictwem łaski.


MISJA
1. Kochać Jezusa za niewdzięczny świat
Dla Rozalii najpiękniejszym miesiącem w roku był czerwiec, poświęcony Najświętszemu Sercu, symbolizującemu miłość Zbawiciela. Tej miłości oddana, usiłowała uczynić wszystko, co było w jej mocy, by wynagrodzić Odkupicielowi zapomnienie i wzgardę ze strony większości ludzi. Z czwartku na piątek, od godz. 23 do 24, zgodnie z prośbą Jezusa przekazaną św. Małgorzacie M. Alacoque, odprawiała Godzinę świętą. Jej życie przesycone było głębokim pragnieniem wynagradzania Jezusowi za niewdzięczność świata. Prosił ją o to Jezus:
«Moje dziecko, kochaj Mnie bardzo. Niech twa miłość wynagrodzi Mi brak jej u innych dusz, bo nie jestem kochany przez Moje stworzenia. Miłość zastąpi wszystko!»
«Patrz! Ile Ja wycierpiałem na krzyżu za grzechy ludzkie, a jaka Mnie spotkała wdzięczność? Ile dusz wzgardziło Mną, nawet przyjaciele! Czyż Moje Serce nie cierpiało wtedy niewymownych katuszy z powodu niewdzięczności doznanej? Więc ty, dziecko, wynagradzaj Mi, zwłaszcza za kapłanów i za wszelką niewdzięczność!»

2. Doprowadzić do intronizacji Najświętszego Serca Jezusowego
Pragnienie, by Jezus był znany i miłowany, paliło serce Rozalii. Od 1924 r. modliła się co dnia, by Jezus rozszerzył w sercach ludzkich słodkie panowanie Swej miłości. W natchnieniach Bożych usłyszała nakaz, by wraz z kierownikiem duchowym zabiegać o Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego w Polsce i na całym świecie.
Rozalia podjęła starania za pośrednictwem spowiednika. Aktywnie włączył się w to dzieło Generał OO. Paulinów. Wizje i prośby były naglące. Jezus obiecywał – dzięki Intronizacji – ocalenie Polski od wojny. Nie został wysłuchany. We wrześniu 1939 r. wybuchła wojna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STARGARD SZCZECIŃSKI Strona Główna -> Religia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin